Nasza Piłka: W sezonie 2015/16 najsilniejszy klub piłkarki z Łodzi – ŁKS – będzie występował zaledwie w III lidze, czyli na czwartym poziomie rozgrywkowym. Klasę niżej będą grali zawodnicy nowopowstałego Widzewa. To coś nowego, bo do tej pory Łódź zawsze miała przynajmniej jeden zespół w najwyższej klasie rozgrywkowej lub na jej zapleczu. Co taka sytuacja oznacza dla miasta?
Marek Kondracik - Na pewno jest to jakiś problem, bo budujemy dwa stadiony, a drużyny są w głębokim kryzysie. Mam jednak nadzieję, że dzięki tym inwestycjom zespoły zaczną piąć się w górę. W Widzewie pojawiła się nowa jakość – nowe władze, nowa struktura – i mnóstwo entuzjazmu. Widzę, że bardzo zintegrowało się środowisko, zarówno tych kibiców szalikowych jak i sympatyków klubu, którzy do tej pory sceptycznie podchodzili do działań Sylwestra Cacka. Teraz pokładają ogromne nadzieje w nowych władzach. Ze strony miasta staramy się, żeby ten nowy Widzew rozgrywał pierwszoligowe mecze w Łodzi. W związku z tym podjęliśmy inicjatywę przystosowania do rozgrywek jedynego obiektu nadającego się w tej chwili dla tego klubu, czyli obiektu SMS przy ul. Milionowej. Kluby też się już porozumiały i będą współpracować. Widzewiacy będą mogli trenować przy ul. Milionowej, a ja jestem przekonany, że po przeprowadzeniu niezbędnej modernizacji będą tam również występować w IV lidze.
Jeśli chodzi o ŁKS, to cały czas mamy nadzieję, że zostanie osiągnięta II liga, czyli taki próg pomiędzy ligą zawodową i futbolem półamatorskim. Dla zarządu klubu na pewno będzie to trudny rok, ale też obiecujący, bo pierwszy w nowej scenerii, na nowym obiekcie. Myślę, że to jednak skłoni inwestorów do tego, żeby podjęli współpracę z ŁKS. Przypomnę, że przez wiele lat słyszeliśmy, że właśnie brak stadionów jest barierą rozwoju łódzkiego futbolu. Teraz jeden stadion już jest, drugi rośnie, więc zgodnie z zapowiedziami działaczy inwestorzy powinni teraz chętniej podejmować współpracę. Mam nadzieję, że ŁKS okrzepnie ekonomicznie i będzie dobrze zarządzany. W minionych latach słabość w zarządzaniu była bowiem chyba największym problemem zarówno ŁKS jak i Widzewa.
W tej chwili w ŁKS trudno jednak odczuć podobny entuzjazm, jaki jest w powstającym od podstaw Widzewie. Działacze klubu z al. Unii nie ukrywają rozczarowania nie tylko tym, że za korzystanie z boiska z nową trybuną mają płacić kilka razy więcej niż za dotychczasowy obiekt, ale też tym, że 10 lat od momentu przekazania terenów pod budowę Atlas Areny nadal nie odzyskali bazy treningowej. Mają powody do rozczarowania?
- Myślę, że kierownictwo ŁKS powinno się mniej skupić na narzekaniu, a bardziej na szukaniu sponsorów. Oczekujemy, że ci ostatni wreszcie się pojawią, bo ciągle słyszeliśmy, że nie ma ich z powodu braku stadionu. Teraz więc czekam, kiedy będą te podmioty gospodarcze, które będą chciały inwestować w futbol i współpracować z ŁKS. Co do wynajmu, to prezes MAKiS Krzysztof Maciaszczyk podał wstępnie kwotę ok. 7,5 tys. zł netto. Przy zakładanych wpływach, które przy frekwencji 3 tys. widzów powinny być na poziomie ok. 50 tys. zł, to nie jest kwota wygórowana. Poza tym nie może być tak, że miasto w jakiś sposób wspiera klub budując stadion, a później ma ten stadion oddawać darmo, czy za grosze. Oczekuję tutaj więcej inwencji ze strony klubu, więcej mobilizacji w poszukiwaniu sponsorów. Mam nadzieję, że MAKiS i ŁKS dojdą do porozumienia i wypracują takie warunki współpracy, które będą satysfakcjonujące. Zwracam też uwagę, że w ślad za budową obu stadionów miasto chce też budować dwa ośrodki szkoleniowe. Oczywiście tworzymy je dla całego łódzkiego środowiska, ale jest sprawą oczywistą, że na Minerskiej będzie dominował ŁKS i tam będzie miał bazę sportową. Na Łodziance będzie to obiekt wykorzystywany głównie przez Widzew, ale także przez tę historyczną Łodziankę i rugbistów Budowlanych. Ci ostatni swoje mecze mogą już rozgrywać na nowym obiekcie przy al. Unii.
Wiadomo, że tym ostatnim będzie zarządzać MAKiS, mający już pod swoimi skrzydłami Atlas Arenę. Czy podjęto natomiast decyzję, kto będzie operatorem stadionu przy al. Piłsudskiego?
- Jest kilka koncepcji, ale jest jeszcze zbyt wcześnie, by mówić o konkretach.
Widzi pan szansę na odzyskanie w niedalekiej przyszłości pozycji, jakie łódzkie kluby zajmowały w polskim futbolu?
- Taka szansa jest, ale to się wiąże z ogromną pracą jaka czeka działaczy obu klubów. Trzeba trochę odejść od roszczeniowego patrzenia na świat i oglądania się wyłącznie na środki miejskie. Należy próbować znaleźć we własnym zakresie źródła finansowania. Profesjonalny model prowadzenia klubu nie sprowadza się bowiem do liczenia na środki samorządowe i oczekiwania, że miasto wszystko da za darmo. Chciałbym, żeby kluby coś od siebie też wnosiły. Dlatego oczekuję pomysłów oraz inwencji ze strony działaczy. Mam nadzieję, że już wkrótce kluby będą funkcjonowały na zdrowych zasadach, a nie żyły ponad stan, jak to było w niedalekiej przeszłości. Spółka pana Cacka jest akademickim wręcz przykładem. Przypomnę, że jest to twór, który otrzymał wszystko co tylko można, bez żadnego zadłużenia. Spółka startowała od zera i w ciągu kilku lat długi urosły do 20 mln zł. To kuriozum. Mam nadzieję, że obecne władze naszych klubów będą szukały innych rozwiązań.
Dziękujemy za rozmowę.
Opracował: Marcin Durasik